Rzadko która z nas lubi zmywać z siebie resztki tuszu, cieni i podkładu ;). Ja na przykład bardzo nie lubię, więc staram się umilać sobie te przykre chwile jak tylko mogę.
- Po pierwsze - wybieram produkty które rzeczywiście służą mojej cerze.
- Po drugie - stawiam (jak zawsze ... ) na przyjemne zapachy i konsystencje.
- Po trzecie - co jakiś czas szaleję i wybieram produkt typu "nie powinnam, ale ...", czyli na przykład coś z wyższej półki ;).
Ostatnio udało mi się dobrać trio które szczególnie służy mojej kapryśnej skórze. Ten zestaw sprawdza się nawet przy zapaleniu łojotokowym.
A oto dzisiejsi bohaterowie:
Demakijaż oczu należy do Bielendy - płynu dwufazowego Awokado, znanego już chyba wszystkim. Póki co jest to moja ulubiona dwufaza - płyn skutecznie usuwa tusz (także wodoodporny), nie przesusza skóry, nie podrażnia oczu, nie daje efektu mgły. Do tego jest dostępny w większości drogerii, wydajny i tani (ok. 10 zł.)


Podkład (aktualnie Dermablend Vichy) i korektor usuwam - uwaga uwaga - mleczkiem, które wyjątkowo polubiłam. Wypatrzyłam je już dłuższy czas temu w jakimś sklepie internetowym (niestety nie pamiętam jakim ...), zamówiłam, odstawiłam na półkę, zapomniałam. A teraz nagle okazało się że tak bardzo się lubimy, chlip. Nie widziałam tego produktu w żadnej drogerii, może Wy mi pomożecie w poszukiwaniach? A chodzi o mleczko francuskiej firmy "Be save!" która produkuje kosmetyki organiczne. Mleczko ma właściwości odżywcze i nawilżające, nie podrażnia skóry i ma świetny poślizg co zapobiega niepotrzebnemu naciąganiu skóry przy demakijażu. Nakładam odrobinę produktu na twarz "ręcznie", rozprowadzam i usuwam płatkami kosmetycznymi.
Opis producenta: Delikatne i kremowe mleczko organiczne do demakijażu. Łagodnie usuwa makijaż bez podrażniania skóry. Roślinne organiczne aktywne składniki nawilżają skórę. (...) 98% wszystkich składników naturalnego pochodzenia, 21 wszystkich składników pochodzi z upraw organicznych.
W składzie kosmetyku znajdziemy m. in. miętę, masło shea, wosk pszczeli, wyciąg z ryżu.
Buteleczka zawiera 200 ml. bardzo wydajnego produktu o świeżym, przyjemnym zapachu (który kojarzy mi się z sokiem jabłkowym i kremem nivea równocześnie ;)). Ceny nie pamiętam, nie żałuję ;).
Następnie przechodzę do mycia twarzy żelem, zwanym musem ;), nie mam pojęcia czemu. Żel (mus?) jest gęsty, ma przyjemny ziołowy zapach, dobrze się pieni i nie powoduje efektu ściągnięcia skóry po myciu, a to dla mnie podstawa. Do tego został wyprodukowany przez Planeta Organica, a już kilka produktów tej firmy dobrze się "u mnie" sprawdziło. Żel znajduje się w dość wygodnej w użyciu plastikowej butli (200 ml.) z zamknięciem typu "press" co znacznie ułatwia mi życie - produkt nie wydostaje się z butelki, nie cieknie po szafkach a równocześnie łatwo się do niego dobrać ;). W jednej z drogerii internetowych zapłaciłam za ten kosmetyk około 20 zł.
Producent informuje: Żelowy mus do mycia twarzy (dla wszystkich typów skóry) to sposób na delikatne oczyszczenie skóry bez mydła. Stworzony na bazie oleju migdałowego zapewnia skórze delikatne oczyszczenie i nawilżenie. W składzie produktu znajdują się unikatowe składniki i wartościowe oleje delikatnie odżywiające skórę. Mus nie wywołuje podrażnień podczas mycia, zmiękcza skórę, zmywa makijaż, eliminuje nieprzyjemne uczucie suchości i szorstkości skóry. Olej Wetiweria i kwiatów pomarańczowego drzewa nawilżają i dodają skórze zachwycającego aromatu.
Zainteresowane ;)? Lubicie mleczka czy jesteście zdecydowanymi zwolenniczkami miceli? Macie swoich demakijażowych ulubieńców?
K.