sobota, 7 grudnia 2013

Photomix :)

Ostatnie dwa tygodnie przebiegałam. Praca-dom, praca-dom, praca-dom. Wczoraj przyszło wytchnienie w postaci wieczoru z Łucją i Asią :*. A dzisiaj nie mogłam wstać ... Na szczęście za oknem jest śnieg (udaję że nie ma wiatru), a w domu nieograniczone ilości kawy z mlekiem. Oraz bałagan który trzeba ogarnąć :(. Ale nic, póki co serwuję Wam przegląd migawek z ostatnich dwóch tygodni ;).


Oto najlepsza pizza ever. Na samo wspomnienie robi mi się błogo ... :). A był i grzaniec ...


 Jeśli śniadanie, to słodkie. Ostatnio do zjedzenia czegokolwiek rano zachęcił mnie boski zapach francuskich rogalików z nutellą. Pycha :)!


W domu powoli "robi się" świątecznie. Lubię wszystkie rodzaje choinkowych światełek rozwieszone gdzie się tylko da.


A oto i nowy nabytek z Lovely. Podoba się?


I wspomniane wcześniej śniadanko. Siódma rano, brrr.


Mikołaj z naszego piątkowego dziewczyńskiego spotkania zrobił mi niespodziankę :). A w tle ciasteczka gryczane, mniam :).



I hit ostatnich dni, ślimaczki francuskie z makiem :).


Oraz przepyszny kurczak z dodatkiem ananasa, pyszka, pyszka, mówię Wam.


Pierwszy śnieg, hurra!!!


Mój koci książę wśród poduszek ;).


I ostatnie kosmetyczne odkrycie o którym niebawem napiszę. Jakość pierwsza klasa, filtr +50 i cena 18 zł. Rewelacja ;)!.


A teraz będę czytać co u Was słychać :). Uściski :))).
K.

środa, 4 grudnia 2013

Piasek Wibo - zimowy fiolet nr 3.

Fioletowy piasek Wibo jest jedynym który posiadam, niestety ;). Innych nie sposób znaleźć w najbliższym Rossku. Póki co, zachwycam się więc tym jedynakiem którego dziś Wam przedstawiam:



W ciemnofioletowej bazie migocą drobinki ciemnoróżowe i złote, co daje zimowy, iście barokowy efekt :). Piasek jest bardzo drobny, delikatny. Lakier łatwo się nakłada i zmywa bezproblemowo, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło.  Migocząca śliwka na paznokciach. Pięknie to wygląda, moim zdaniem ;). Popatrzcie:






I jeszcze zdjęcie w sztucznym świetle:




I jak Wam się podoba? :)

K.


Ulubieńcy listopada - kosmetyki kolorowe.

Zacznę od dygresji: lubię grudzień, ale światło którym dysponuję przy robieniu zdjęć doprowadza mnie do szału. W żaden sposób nie jestem w stanie pokazać Wam realnych kolorów moich ulubieńców. Polegajcie więc na opisie ;).


Podkład Vichy Dermablend pojawił się u mnie ponownie kiedy na skutek miejscowego przesuszenia (zapalenie łojotokowe ...) moja twarz zaczęła miejscami przypominać pozaciągany pergamin w kolorze różowym. Jak zwykle mnie nie zawiódł - przykrył co miał przykryć, na twarzy utrzymywał się przynajmniej bite 8 godzin, nie podrażniał. Przy tym podkładzie ważny jest sposób aplikacji - mimo bardzo silnej pigmentacji nie będzie tworzył efektu maski jeśli nałożymy go bardzo cienką warstwą (lub warstwami).

Kolejnym ulubieńcem jest świetny tusz do rzęs Heleny Rubinstein Lash Queen w wersji Feather Lashes. Rzęsy po aplikacji tego cuda stają się wydłużone, podkręcone, rozdzielone. Doskonały kosmetyk. Nigdy nie zrobił mi "pandy", nie osypywał się, nie rozmazywał. Jedynym minusem jest jego cena - około 130 złotych. 


Co wydałam na tusz, zaoszczędziłam na kredce ;). W cenie około 10 zł. nabyłam kredkę firmy Avon z serii Glimmerstick diamonds i muszę przyznać że jestem zachwycona, szczególnie jej pięknym kolorem. Jest to odcień brązu o nazwie Brown Sugar i faktycznie przypomina odcieniem cukier muscovado :).Mieniący się delikatnymi drobinkami chłodny brąz wygląda bardzo dobrze przy niebieskoszarej tęczówce. Do tego kredka nie rozmazuje się, łatwo się aplikuje i zmywa. Rewelacja ;).


Ulubionym różem był w tym miesiącu Sunbasque Mac. Tak naprawdę to bardziej bronzer niż róż, w słonecznym, ciemnozłotym odcieniu. Świetnie się nakładał, łatwo było "wmasować" go w twarz, nie tworzył plam i trzymał się praktycznie przez cały dzień. Ładnie ożywiał cerę imitując delikatną opaleniznę. Mimo tego co widać na zdjęciu jego kolor jest bardzo naturalny, polecam obejrzeć w realu :).


Cieniem którego najczęściej używałam był popularny Color Tatoo Maybelline w odcieniu "On and on bronze" - nakładałam go zarówno pędzlem jak i palcem (i ten drugi sposób dawał o wiele lepsze rezultaty!). Świetna trwałość, neutralny kolor i szybka aplikacja uczyniły z niego mojego ulubieńca porannego ;).

Czy znacie te produkty? Jakie są Wasze opinie na ich temat? 

K.


wtorek, 3 grudnia 2013

Ulubieńcy listopada - pielęgnacja.


Listopadowych ulubieńców prezentowałam Wam już we wcześniejszych postach, ale tak to jest - dzielę się z Wami tym, co moim zdaniem warte uwagi. Dziś będzie więc króciutko.




Moim absolutnym faworytem w kategorii pielęgnacji ciała był w tym miesiącu budyń pomarańczowo-czekoladowy. Zapach poprawia humor, konsystencja jest rzeczywiście budyniowa, megaprzyjemna :). Bardzo podoba mi się to, że budyniu z powodzeniem można używać od razu po depilacji - nie ma mowy o szczypaniu czy nieprzyjemnym swędzeniu skóry. Skład jest bezpieczny ( w końcu to kosmetyk dla dzieci), cena przystępna (ok. 15 zł.). Jedynym minusem jest dostępność - nie spotkałam tego specjału stacjonarnie.

Kolejnym ulubionym mazidłem okazał się - ku memu szczeremu zdziwieniu - nawilżający balsam do ciała z Eveline. Nie ukrywam że ten akurat producent nie należy do moich ulubionych. Dużo obiecuje, niewiele daje. Po balsam sięgnęłam więc bez szczególnego przekonania ( dostałam go do przetestowania na jednym z naszych blogerskich spotkań), ale spotkała mnie miła niespodzianka. Kosmetyk ma lekką konsystencję, świetnie się wchłania, więc z przyjemnością stosowałam go po porannym prysznicu. Zapach ma świeży, przyjemny, nienachalny. Naprawdę dobrze nawilża skórę, a o to głównie mi chodziło. Przyznam że cudownego opisu wszelkich "obiecanek" nawet nie czytałam (nie przekonują mnie hasła typu "4 D"). Niemniej jednak jest to balsam nawilżający, który nawilża, nie klei się, dobrze i szybko się wchłania i przyjemnie pachnie. A o to właśnie mi chodziło. Minusem w jego przypadku jest fakt, że nie nadaje się do stosowania po depilacji - podrażnia. Ale od czego mam budyń ;). Nie ukrywam że dla mnie wielkim plusem balsamu było jego wygodne opakowanie z pompką (uwielbiam!!!). 

Mleczko "Be Save" już Wam przedstawiałam - wspomnę więc tylko znów o jego pięknym jabłkowym zapachu i miłej, śmietankowej konsystencji. Czuję że powrót do miceli nie nastąpi szybko ... :).

Kolejnym ulubieńcem jest przeciwstarzeniowe serum Sanoflore w postaci olejku, o którym także pisałam w poście o zapachowych ulubieńcach. Rewelacja - nic dodać, nic ująć. 

I także już przeze mnie opisany mój naj - krem do rąk z mocznikiem Isana. Lubię używać go w ciągu dnia, nie "przeszkadza" mi na dłoniach, świetnie nawilża, odżywia, chroni, i chyba nigdy się nie skończy ;). Czego chcieć więcej?

A na koniec - alternatywa dla TT? ;) Moja różowa szczota TT jest już naprawdę w nieciekawym stanie i nie daję rady jej używać z przyjemnością, więc wolę ... wcale. Oczywiście dopóki nie kupię sobie świeżego egzemplarza ;). Póki co, z rozczesywaniem moich włosów "na mokro" świetnie radzi sobie zwykły grzebień firmy Avon. Nie szarpie, jest lekko "elastyczny", nie wyrywa włosów, a strona z gęstymi "ząbkami" bardzo dobrze nadaje się do poprawiania grzywki ;).

Znacie? Lubicie? A może chciałybyście podzielić się ze mną Waszymi ulubieńcami liścio-pada? 
Czekam :).
K. 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Nie umiem gotować czyli szybka tarta z gorgonzolą :)

Wiem wiem, nawaliłam z Rossmannowym postem, ale spieszę z wyjaśnieniami - przez kilka dni byłam offline, a to dlatego że zapomniałam opłacić abonament, w wyniku czego zostałam brutalnie odcięta od blogowego świata. Ale już działam. 
Moje łupy -40% przedstawię Wam w haulu z listopada, a dziś coś szybkiego i pysznego :


szybka tarta z serem gorgonzola -


błyskawiczna w przygotowaniu, rozpływająca się w ustach, poprawiająca humor :). I do tego nie może się nie udać - sprawdźcie!


Potrzebujecie opakowania ciasta francuskiego, dwóch gruszek, opakowania sera Gorgonzola (kupuję biedronkowy, pycha), brokułów (mrożone lub świeże), pół opakowania pomidorków koktailowych.




Blaszkę wyklejamy ciastem francuskim (można je lekko podpiec) i wykładamy na nie gruszki, obrane i cieniutko pokrojone na plasterki.


Ser kruszymy i rozkładamy na cieście. Brokuły krótko (ok. 7 min.) obgotowujemy we wrzątku z niewielką ilością soli, dzielimy na różyczki i również wykładamy na ciasto. Pomidorki kroimy na pół, układamy na cieście. I już. Ja posypałam jeszcze tartę taką mieszanką ziół :




I do piekarnika - na około 20 min. ( z termo), temperatura ok. 175 stopni. 








Mniam ;)!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Spóźniony photomix ;)

Wstaję rano i przez chwilę nie wiem jaki to dzień. Banał "czas płynie szybko" nabrał teraz dla mnie realnego znaczenia. I jest dobrze, dużo pracy, wrażeń, życzliwych ludzi wokół. Czas na lekko spóźniony photomix z ubiegłego tygodnia :).


Sernik z wiśniami, grzech obżarstwa ;).


W końcu i ja czytam Cyrk Nocy.


Szare futro w trakcie drzemki.


Mam, mam, mam! Pięć mini syropków do kawy, pyszota!


Śliwka to jeden z moich ulubionych zimowych odcieni ... a kolejnym są wszelkie "biżutki".


I na koniec tygodnia krótka wizyta w Krakowie (szkoda że tylko 3 godzinki ...) i latte na rozgrzewkę ;)


Buziak!

PS: Jak tam wasze szaleństwa w Rossku? Ja swoje pokaże Wam jutro, zapraszam ;).

K.

środa, 20 listopada 2013

Mini haul kosmetyczny


Słabo dziś zaczął mi się dzień, otóż śniło mi się że zaspałam do pracy, a ponieważ w moim fachu o spóźnieniach mowy być nie może, obudziłam się autentycznie zlana potem i stwierdziłam że zegarek wskazuje 7.25. W pracy powinnam być najpóźniej 7.55. Wyobraźcie sobie mojego porannego spida, dopracowaną fryzurę i ogólny look ;). O kawie mogłam co najwyżej pomarzyć i godziny pracy spędziłam w umysłowym odrętwieniu ;). Nic to, po południu odpoczęłam, zregenerowałam się i wyruszyłam do Rossmanna po paszę dla Szarego ;). Karma została kupiona, ale do koszyczka zaplątało mi się jeszcze kilka NIEZBĘDNYCH, TAK, NIEZBĘDNYCH kosmetyków. Oto i one:


Gwiazda zestawu - nowy żel OS o zapachu mandarynki i bazylii, słodki, lekko ziołowy, piękny :). Słodycz i orzeźwienie, oto co lubię pod prysznicem ;). Jeśli macie na niego ochotę, okazja jest dobra ponieważ cena żeli OS została akurat obniżona ( coś około 6 zł.). W ofercie są jeszcze dwa nowe zapachy - kokos (dla mnie zapach był zbyt chemiczny) i malina z czymśtam (bardzo, bardzo słodka). 


Produktów do ust mam co niemiara, ale ujrzałam rabarbar ... Sztyfty Isana są tanie (ok. 5 zł), na długo nawilżają usta i ładnie pachną, gorzej natomiast z posmakiem ... Tak jest i tym razem, balsam daje dobre nawilżenie (wypróbowałam od razu ;)), pachnie rzeczywiście jak rabarbar z dodatkiem malin, ale smaczek ma mydlany, niestety. Za to ładnie wygląda na ustach, daje efekt delikatnego "rozświetlenia" i podbija naturalny kolor ust. Fajny :).


I na koniec zapasik masek z Ziaji. Tym razem zdecydowałam się na zupełnie inne niż do tej pory (zazwyczaj wybierałam maseczki z żółtą lub brązową glinką) i wybrałam maskę z glinką różową, maskę phyto-activ i kozie mleko - wszystkie mają za zadanie porządnie nawilżyć skórę i zlikwidować wszelkie podrażnienia, a ponieważ borykam się znów z zapaleniem łojotokowym, na takim właśnie działaniu aktualnie najbardziej mi zależy.

Przy okazji obejrzałam sobie półki z kolorówką, wyglądają na bardzo porządnie zaopatrzone ;). W piątek wybieram się na kolejne mini-łowy, tym razem oczywiście kolorówkowe. Polecicie mi coś? ;) Buziak!

K.

wtorek, 19 listopada 2013

Demakijaż cery wrażliwej i skłonnej do zanieczyszczeń - według Cupcake.

Rzadko która z nas lubi zmywać z siebie resztki tuszu, cieni i podkładu ;). Ja na przykład bardzo nie lubię, więc staram się umilać sobie te przykre chwile jak tylko mogę.

  1. Po pierwsze - wybieram produkty które rzeczywiście służą mojej cerze.
  2. Po drugie - stawiam (jak zawsze ... ) na przyjemne zapachy i konsystencje.
  3. Po trzecie - co jakiś czas szaleję i wybieram produkt typu "nie powinnam, ale ...", czyli na przykład coś z wyższej półki ;).
Ostatnio udało mi się dobrać trio które szczególnie służy mojej kapryśnej skórze. Ten zestaw sprawdza się nawet przy zapaleniu łojotokowym.

A oto dzisiejsi bohaterowie:


Demakijaż oczu należy do Bielendy - płynu dwufazowego Awokado, znanego już chyba wszystkim. Póki co jest to moja ulubiona dwufaza - płyn skutecznie usuwa tusz (także wodoodporny), nie przesusza skóry, nie podrażnia oczu, nie daje efektu mgły. Do tego jest dostępny w większości drogerii, wydajny i tani (ok. 10 zł.)


Podkład (aktualnie Dermablend Vichy) i korektor usuwam - uwaga uwaga - mleczkiem, które wyjątkowo polubiłam. Wypatrzyłam je już dłuższy czas temu w jakimś sklepie internetowym (niestety nie pamiętam jakim ...), zamówiłam, odstawiłam na półkę, zapomniałam. A teraz nagle okazało się że tak bardzo się lubimy, chlip. Nie widziałam tego produktu w żadnej drogerii, może Wy mi pomożecie w poszukiwaniach? A chodzi o mleczko francuskiej firmy "Be save!" która produkuje kosmetyki organiczne. Mleczko ma właściwości odżywcze i nawilżające, nie podrażnia skóry i ma świetny poślizg co zapobiega niepotrzebnemu naciąganiu skóry przy demakijażu. Nakładam odrobinę produktu na twarz "ręcznie", rozprowadzam i usuwam płatkami kosmetycznymi.

Opis producenta: Delikatne i kremowe mleczko organiczne do demakijażu. Łagodnie usuwa makijaż bez podrażniania skóry. Roślinne organiczne aktywne składniki nawilżają skórę. (...) 98% wszystkich składników naturalnego pochodzenia, 21 wszystkich składników pochodzi z upraw organicznych.

W składzie kosmetyku znajdziemy m. in. miętę, masło shea, wosk pszczeli, wyciąg z ryżu.

Buteleczka zawiera 200 ml. bardzo wydajnego produktu o świeżym, przyjemnym zapachu (który kojarzy mi się z sokiem jabłkowym i kremem nivea równocześnie ;)). Ceny nie pamiętam, nie żałuję ;).


Następnie przechodzę do mycia twarzy żelem, zwanym musem ;), nie mam pojęcia czemu. Żel (mus?) jest gęsty, ma przyjemny ziołowy zapach, dobrze się pieni i nie powoduje efektu ściągnięcia skóry po myciu, a to dla mnie podstawa. Do tego został wyprodukowany przez Planeta Organica, a już kilka produktów tej firmy dobrze się "u mnie" sprawdziło. Żel znajduje się w dość wygodnej w użyciu plastikowej butli (200 ml.) z zamknięciem typu "press" co znacznie ułatwia mi życie - produkt nie wydostaje się z butelki, nie cieknie po szafkach a równocześnie łatwo się do niego dobrać ;). W jednej z drogerii internetowych zapłaciłam za ten kosmetyk około 20 zł.

Producent informuje: Żelowy mus do mycia twarzy (dla wszystkich typów skóry) to sposób na delikatne oczyszczenie skóry bez mydła. Stworzony na bazie oleju migdałowego zapewnia skórze delikatne oczyszczenie i nawilżenie. W składzie produktu znajdują się unikatowe składniki i wartościowe oleje delikatnie odżywiające skórę. Mus nie wywołuje podrażnień podczas mycia, zmiękcza skórę, zmywa makijaż, eliminuje nieprzyjemne uczucie suchości i szorstkości skóry. Olej Wetiweria i kwiatów pomarańczowego drzewa nawilżają i dodają skórze zachwycającego aromatu.

Zainteresowane ;)? Lubicie mleczka czy jesteście zdecydowanymi zwolenniczkami miceli? Macie swoich demakijażowych ulubieńców?

K.


poniedziałek, 18 listopada 2013

Suche dłonie i trzech sprawdzonych ratowników :).

Idzie zima, nie ma co. 

W domu grzeję się pod kocykiem, wdycham pachnące olejki, a na zewnątrz przyspieszam kroku żeby jak najszybciej dotrzeć do celu. Nakładam najgrubsze kominy. Nie znoszę zimna! I moje dłonie też go nie znoszą. Co roku w jesienno-zimowym czasie ich skóra staje się sucha, wrażliwa i szorstka. Ale walczymy ;). Na podorędziu mam trzy sprawdzone naręczne kosmetyki które dzisiaj Wam przedstawię.



1. Zawsze przy łóżku.



Gęsty, maślany krem-maska o różanym, subtelnym zapachu. Nie wchłania się szybko, o nie, i jest to jego zaleta - pozostawiony na noc spokojnie wnika w skórę dłoni "hartując" je przed kolejnym dniem. Warto wspomnieć że moim zdaniem kosmetyk nie przejawia szczególnych funkcji naprawczych, ale przy codziennej systematycznej pielęgnacji okazuje się naprawdę skuteczny. Producent zaleca stosowanie maski "pod rękawiczki" przez 20 minut, ja wolę sposób mniej kłopotliwy - nakładam produkt na noc, niezbyt grubą warstwą. Rano dłonie są dobrze nawilżone, a ja mam czyste sumienie ;).

Jeśli chodzi o najciekawsze składniki, wypatrzyłam masło shea, wosk pszczeli, proteiny ryżowe, wyciąg z pereł, alantoinę i panthenol. Nie polecam maseczki tym z Was, które nie tolerują w składzie PEGów - w tym kosmetyku doliczyłam się dwóch.

Maska jest produktem bardzo wydajnym, niewielka ilość kosmetyku wystarcza do przykrycia skóry dłoni pachnącą różami "kołderką". Moim zdaniem piękny zapach to olbrzymi atut.

Mój kosmetyk opakowany jest w słoiczek, ale na stronie producenta maska występuje w zmienionym opakowaniu - tubie. Ponieważ maskę dostałam w prezencie nie mam pojęcia jaka jest jej cena, producent nie udostępnia takiej informacji na swojej stronie internetowej.

Dostępność - sklepy "Organique". 

2. Zawsze w kuchni.


Słodkawo pachnący, lekki i szybko wchłaniający się krem w bardzo wygodnym opakowaniu z pompką - Balea z masłem shea i olejkiem arganowym. Język niemiecki jest dla mnie niestety kodem kompletnie niezrozumiałym, wobec czego przedstawię Wam wyłącznie własną subiektywną opinię, wolną od producenckich obietnic.

Lekka formuła kremu zapewnia szybkie wchłanianie się produktu, co znacznie ułatwia życie ;). Krem szybko nawilża i koi przesuszoną skórę. Jest bardzo wydajny, po myciu dłonie nadal pozostają nawilżone, no i pompka! Zdecydowanie polecam :).

A oto wybrane składniki: gliceryna, masło shea (wysoko w składzie!), panthenol, olej arganowy (mniej więcej w połowie listy), PEGów brak.

Dostępność - drogerie DM (ciągle nie w Polsce, niestety ...) i drogerie internetowe oraz Allegro. Cena - około 12 zł. Pojemność - 300 ml.

3. Zawsze w torebce.


Znany wszystkim krem Isana, tym razem w wersji z mocznikiem. Gęsty, świetnie się wchłania (pozostawiając jednak nienachalną warstewkę ochronną). Po wmasowaniu kremu dłonie stają się odczuwalnie nawilżone, lekko natłuszczone, przy dłoniach spierzchniętych krem przyniósł mi prawdziwą ulgę. Skóra przestała swędzieć i odzyskała ładny kolor, w miejsce czerwonych plam ;).

Skład? Olej sojowy, mocznik, masło shea, wosk pszczeli, pahthenol i inni - bez PEGów.

Gdybym miała wybrać jeden z prezentowanych tutaj produktów wybrałabym właśnie krem Isany - jest najbardziej uniwersalny i bardzo skuteczny. Do tego cena - około 4 zł. za 100 ml. bardzo wydajnego kosmetyku w wygodnej tubie. Dostępność - również bardzo dobra (R ;)).


Czy któryś z kosmetyków Was zainteresował? Używacie masek do rąk? Napiszcie :).

K.

niedziela, 17 listopada 2013

Fotomiks - co się działo jak mnie tu nie było ;).

Niedzielnie i niekosmetycznie ;). Co robiłam w realnym świecie gdy nie było mnie na blogspocie? Subiektywny i szybki przegląd zdjęć, zapraszam Was Kochane!


 Odpoczywałam :) Hel, Jastarnia, Gdynia ...






Malowałam paznokcie. Na czerwono! W błysku i macie ;).



Zaopatrywałam lodówkę w niezbędne do życia produkty ;P
Gdyż o nerki trzeba dbać.


Oddawałam się rozrywkom gastronomicznym - piekłam i pożerałam na zmianę. Tutaj piegus, ciasteczka z mąki gryczanej z czekoladą oraz muffiny z granolą. I tarrrta!



W świetnym towarzystwie (BUZIAKI!!!) odwiedzałam "Hecę". Polecam latte z pikantnym syropem!



Popadałam w świeczkomanię :) marząc o YC.


I robiłam całe mnóstwo innych rzeczy ;).

A jutro zapraszam na post totalnie kosmetyczny :) 

K.