wtorek, 3 grudnia 2013

Ulubieńcy listopada - pielęgnacja.


Listopadowych ulubieńców prezentowałam Wam już we wcześniejszych postach, ale tak to jest - dzielę się z Wami tym, co moim zdaniem warte uwagi. Dziś będzie więc króciutko.




Moim absolutnym faworytem w kategorii pielęgnacji ciała był w tym miesiącu budyń pomarańczowo-czekoladowy. Zapach poprawia humor, konsystencja jest rzeczywiście budyniowa, megaprzyjemna :). Bardzo podoba mi się to, że budyniu z powodzeniem można używać od razu po depilacji - nie ma mowy o szczypaniu czy nieprzyjemnym swędzeniu skóry. Skład jest bezpieczny ( w końcu to kosmetyk dla dzieci), cena przystępna (ok. 15 zł.). Jedynym minusem jest dostępność - nie spotkałam tego specjału stacjonarnie.

Kolejnym ulubionym mazidłem okazał się - ku memu szczeremu zdziwieniu - nawilżający balsam do ciała z Eveline. Nie ukrywam że ten akurat producent nie należy do moich ulubionych. Dużo obiecuje, niewiele daje. Po balsam sięgnęłam więc bez szczególnego przekonania ( dostałam go do przetestowania na jednym z naszych blogerskich spotkań), ale spotkała mnie miła niespodzianka. Kosmetyk ma lekką konsystencję, świetnie się wchłania, więc z przyjemnością stosowałam go po porannym prysznicu. Zapach ma świeży, przyjemny, nienachalny. Naprawdę dobrze nawilża skórę, a o to głównie mi chodziło. Przyznam że cudownego opisu wszelkich "obiecanek" nawet nie czytałam (nie przekonują mnie hasła typu "4 D"). Niemniej jednak jest to balsam nawilżający, który nawilża, nie klei się, dobrze i szybko się wchłania i przyjemnie pachnie. A o to właśnie mi chodziło. Minusem w jego przypadku jest fakt, że nie nadaje się do stosowania po depilacji - podrażnia. Ale od czego mam budyń ;). Nie ukrywam że dla mnie wielkim plusem balsamu było jego wygodne opakowanie z pompką (uwielbiam!!!). 

Mleczko "Be Save" już Wam przedstawiałam - wspomnę więc tylko znów o jego pięknym jabłkowym zapachu i miłej, śmietankowej konsystencji. Czuję że powrót do miceli nie nastąpi szybko ... :).

Kolejnym ulubieńcem jest przeciwstarzeniowe serum Sanoflore w postaci olejku, o którym także pisałam w poście o zapachowych ulubieńcach. Rewelacja - nic dodać, nic ująć. 

I także już przeze mnie opisany mój naj - krem do rąk z mocznikiem Isana. Lubię używać go w ciągu dnia, nie "przeszkadza" mi na dłoniach, świetnie nawilża, odżywia, chroni, i chyba nigdy się nie skończy ;). Czego chcieć więcej?

A na koniec - alternatywa dla TT? ;) Moja różowa szczota TT jest już naprawdę w nieciekawym stanie i nie daję rady jej używać z przyjemnością, więc wolę ... wcale. Oczywiście dopóki nie kupię sobie świeżego egzemplarza ;). Póki co, z rozczesywaniem moich włosów "na mokro" świetnie radzi sobie zwykły grzebień firmy Avon. Nie szarpie, jest lekko "elastyczny", nie wyrywa włosów, a strona z gęstymi "ząbkami" bardzo dobrze nadaje się do poprawiania grzywki ;).

Znacie? Lubicie? A może chciałybyście podzielić się ze mną Waszymi ulubieńcami liścio-pada? 
Czekam :).
K. 

12 komentarzy:

  1. serum z sanoflore dobre jest nawet dla tłustej cery :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ten budyń pomarańczowo-czekoladowy będzie mnie teraz prześladował:) szkoda, że nie występuje stacjonarnie:)
    PS. zostaję tutaj na stałe:)

    OdpowiedzUsuń
  3. SOS Eveline również mnie pozytywnie mnie zaskoczył :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pierwszy produkt E. którego używałam z przyjemnością.

      Usuń
    2. To ja też go muszę w końcu wypróbować

      Usuń
  4. ja też bardzo lubię krem z mocznikiem isany

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z kremem do rąk z Isany się nie polubiłam :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz jak to jest, każda skóra lubi coś innego ;).

      Usuń
  6. wiadomosci wiadomosci tresci zwrot podatku newsy wiadomosci informacje posty przeczytaj naklejki scienne dla ciebie aktualnosci nowosci informacje sprawdz to posty
    giochi perragazzes
    jeux de foot 2016
    jeux a deux

    OdpowiedzUsuń